Święto Podwyższenia Krzyża łączy się z odnalezieniem krzyża, na którym umarł Chrystus. Miała tego dokonać święta Helena, matka Konstantyna Wielkiego, około roku 330, na skutek jakiejś nadprzyrodzonej wizji. Prawdziwy krzyż Chrystusa oczywiście zaginął i nikt się tym faktem podówczas specjalnie nie przejął. Oryginalność odnalezionego drzewa (i licznych istniejących obecnie relikwii) pozostaje kwestia sporną. Po prostu relikwii jak na jeden krzyż jest na świecie trochę za dużo... :)))
Nie byłabym sobą, gdybym nie wniknęła, z jakiego gatunku drzewa był zrobiony krzyż (czy może jego odnalezione pozostałości, wielce zresztą różnorodne gatunkowo). Podobno obecnie naukowcy twierdzą, że krzyż wyciosano z jakiejś sosny czarnej (i przyjmują to kryterium jako jedno z kilku używanych przy potwierdzaniu autentyczności relikwii). Polacy mają na ten temat zdanie odrębne. Od dziecka słyszałam opowiadanie, że krzyż Jezusa zrobiono z osiny, czyli topoli osiki, która właśnie dlatego cały czas się jeszcze trzęsie.
W każdym razie w święcie Podwyższenia Krzyża obchodzonym 14 września najmniej chodzi o to, czy coś pozostało z fizycznego krzyża Jezusa i gdzie to coś obecnie jest. Raczej chodzi o uświadomienie sobie wartości Odkupienia. I wartości znaku krzyża, zaczynając od prostego przeżegnania się, poprzez znak błogosławieństwa aż do (coraz rzadziej, ale ciągle jeszcze spotykanych) krzyżyków na szyi, na domowych ścianach i krzyży przy skrzyżowaniach dróg.
A dla mnie, na przykład, jest to święto związane bardzo mocno z krzyżowym wymiarem rozpoczętego właśnie roku szkolnego. W ogóle z dzieciństwa nie pamiętam tego święta, zresztą do dziś nie jest specjalnie obchodzone czy zauważane, nawet przez ludzi bardziej pobożnych. Że istnieje, dowiedziałam się, jak już umiałam nieźle czytać, z okładki jakiejś katolickiej gazety. No i tak mi zostało - w kontekście szkoły. I już.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz