o centurii

 i o melioracji trochę. 

Centuria była bodaj najładniejszym kwiatkiem na naszych łąkach, może poza jakimś bardzo rzadko kwitnącym gatunkiem storczyka, który widziałam ze dwa razy w życiu. Centurii było więcej i muszę się przyznać, że z powodu jej niezwykłej urody zrywaliśmy ją bez litości, chociaż jest pod ochroną i z naturalnych stanowisk zbierać jej nie wolno (jest w uprawie). Babcia też zbierała centurię na ziółka na żołądek - z powodu rzadkości surowca nie dane mi było nigdy zakosztować tego naparu, a rodzinna wieść niesie, że bardziej gorzkich (i bardziej skutecznych na żołądek) ziół to na świecie nie ma. 

I teraz dochodzimy do melioracji. Bo ponoć zanim zmeliorowano nasze pola, centurii było u nas zatrzęsienie i nikt się nad nią nie trząsł, tylko zbierał według potrzeb. Melioracja była u nas nieco starsza niż ja - już w pierwszych wspomnieniach mam rowy melioracyjne na naszych polach i łąkach, gdzie łapaliśmy żaby, zbierali tatarak i uczyliśmy się przeskakiwania, z różnym skutkiem. Potem ziemia nam trochę wyschła i wydaje mi się, że nieco za bardzo wyschła na potrzeby centurii. 

Centuria (podobno ma polską nazwę tysiącznik, ale nikt jej u nas nie używał) nie powinna być stosowana przy wrzodach żołądka, czemu być może zawdzięcza mniejszą popularność dziś niż kiedyś, kiedy to wszelkie stresogenne choróbska były dużo mniej powszechne. Kwitnąca centuria była dla nas znakiem końca wakacji, bo najobficiej pojawia się w sierpniu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz