o imieninach

 

Imieniny to dzień wspomnienia w kalendarzu liturgicznym świętego, którego imię noszę - tak z grubsza. Kalendarz liturgiczny to kościelny kalendarz, w którym są wszystkie święta kościelne i obchody co ważniejszych świętych. Codziennie jest dzień przynajmniej jednego świętego. I tego dnia osoby noszące imię tego świętego mają imieniny.

W praktyce to jest tak, że nie wszystkie imiona są zapisane w kalendarzu kościelnym, a niektórych trzeba długo i mozolnie szukać, aby sprawdzić, kiedy wypada przypisany im dzień. Z drugiej strony wiele imion ma przypisane w kalendarzu kilka dni. Rekordzistką jest chyba Maria, bo Maryję wspomina się pod milionem tytułów i panie Marysie mogą sobie wybrać, kiedy imieniny obchodzą. Podobnie jest w sytuacjach, kiedy jakieś imię nosiło kilku świętych, jak choćby Andrzej apostoł z listopada i Andrzej Bobola z maja. Żeby sprawę jeszcze bardziej pogmatwać,  kalendarz liturgiczny podlega zmianom i reformom, obchody świętych są przenoszone, a w tradycyjnym kalendarzu zostają także pod pierwotną, tradycyjną datą. Skomplikowane to trochę i prawdopodobnie łatwiej jest obchodzić urodziny :). 

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu w Polsce urodziny obchodził mało kto, i to zwykle na Śląsku. Powszechnie za to obchodzono imieniny, a popularne daty imienin były powszechnie znane. Na imieniny do rodziny i przyjaciół wpadało się bez uprzedzenia i bez zaproszenia, zwykle przynosząc kwiaty - na obrazku wyżej są ulubione niegdyś frezje, cieszące się dużą popularnością jako alternatywa dla siermiężnych, komunistycznych goździków. Można było do kwiatów dołączyć słodycze, buteleczkę perfum czy książkę. Prezenty bywały raczej symboliczne. Solenizant(ka), czyli osoba obchodząca imieniny, dzień wcześniej zaopatrywał(a) się w kawę i ciasto, i po prostu był(a) w domu. Ciasto nosiło się też do pracy.

Znajomi czy rodzina mieszkający dalej wysyłali pocztą kartki imieninowe z życzeniami. Kartki imieninowe przypominały kartki świąteczne, a na obrazku prezentował się dumnie jakiś wymyślny bukiecik róż, gerber albo innego popularnego kwiecia. Zapomnieć o czyichś imieninach było wielkim nietaktem.

Jeśli jakieś imię jest wymieniane w kalendarzu raz, z datą imienin nie ma większego problemu. Jeśli było kilka dat do wyboru, zwyczajowo obchodzono imieniny z datą pierwszą po urodzinach, czyli jeśli ktoś urodził się we wrześniu, a imienny miał do wyboru w listopadzie i w marcu, to obchodził swoje święto w listopadzie. Bywało też, że nadawano dziecku imię, które sobie przyniosło, czyli takie, jakie wypadało w dniu jego urodzin. Dość rzadko wiązano imię z rzeczywistą osobą świętego patrona, czyli ze względu na postać konkretnego świętego decydowano, że ktoś obchodzi imieniny na Jana Chrzciciela, a nie na Jana Apostoła, bo akurat Jan Chrzciciel bardziej mu się podoba.

Tradycja obchodzenia imienin zaczęła wymierać jakoś w latach 1990tych. Z jednej strony wyparły ją zachodnie urodziny, z drugiej - przyspieszyło nam nagle tempo życia i jakoś zabrakło nam czasu na celebrowanie imienin, na które każdy mógł sam przyjść, kiedy chciał. Obecnie imieniny obchodzą raczej ludzie w wieku 50+. A szkoda. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz