o wczasach pod gruszą

Wczasy pod gruszą istnieją do dziś dnia i generalnie polegają na tym, że pracodawca (legalnie zatrudnionym) pracownikom przydziela trochę grosza (zwykle z tak zwanego funduszu socjalnego) z okazji wakacji, żeby mogli sobie gdzieś wyjechać i odpocząć. Nikt teraz nie sprawdza, czy pracownik po zainkasowaniu kasy gdziekolwiek wyjechał (ani gdzie, jeśli). A ja pamiętam chyba najlepsze wczasy mojego życia, właśnie wczasy pod gruszą, które były najlepsze tylko dlatego, że... pracodawcy moich rodziców uzależniali wysokość dofinansowania od okazanych biletów na podróż. :))) I dzięki temu w ciągu pewnych dwóch tygodni zjeździliśmy kawał Polski, skrzętnie zbierając wszystkie (tekturowe wtedy) bilety i bileciki. To było o niebo lepsze niż fundowane mi co roku wczasy ograniczające się do leżenia na plaży. 

Przyjęliśmy metodę nocowania u krewnych z dalszej i bliższej rodziny, trochę na zasadzie "wy przyjeżdżacie na ten tydzień do nas i śpicie u nas, a my u was" i w ciągu tego tygodnia robiliśmy wypady PKSem i PKPem do wszystkich okolicznych atrakcyjnych miejsc. A po tygodniu druga rodzina. Tak wypełniliśmy ustawowe 14 dni, każdego dnia będąc gdzie indziej i prezentując po powrocie taaaaki plik biletów i bilecików (i inkasując spory plik banknotów jako zwrot kosztów). Obejrzałam wtedy Kielce, Kraków, Wieliczkę, Częstochowę, przeszłam piechotą Łysogóry szlakiem przez Święty Krzyż i Łysicę, zajechałam do Opola, Katowic, Rudy Śląskiej, zwiedziłam Chorzów (i zoo), Górę Świętej Anny  i pewnie coś tam jeszcze, czego już nie pamiętam - i to wszystko w ciągu 14 dni. Działo się. :)))

Jednak wymóg zbierania biletów motywował do aktywności. Czasem chciałabym jeszcze raz przeżyć podobne wakacje...

2 komentarze:

  1. Istnieją jak najbardziej., Pamiętam, że kiedyś trzeba było wziąć zaświadczenie, że się gdzieś było.... Teraz wystarczy tylko odpowiednia liczba dni urlopu ciurkiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nauczyciele na wakacje po prostu dostają dodatkową kasę i nie muszą nigdzie jeździć :P.
      A co do potwierdzania, pamiętam jak łaziłam po górach zbierając pieczątki w każdym schronisku. Na jakąś odznakę czy na coś. Odznaki nigdy nie dostałam, książeczkę zgubiłam, a góry lubię, jeśli nie są wysokie :P.

      Usuń