Trudno wytłumaczyć, zwłaszcza ludziom spoza bloku postkomunistycznego, co to właściwie jest "działka". Działka to ok. 3 ary ziemi oddane w użytkowanie, za doroczną opłatą, z których to trzech arów działkowicz (czyli użytkownik działki) ma prawo zbierać wszelkie plony i wykorzystywać działkę w celach rekreacyjnych. Może tam wybudować domek, posadzić drzewka, nawet hodować króliki - ale musi się liczyć z opcją, że jest tylko użytkownikiem i w każdej chwili właściciel ziemi (np. miasto) może mu to wszystko za psie wynagrodzenie zabrać. Bo na przykład chce tu postawić supermarket.
Działki znajdują się zwykle na obrzeżach miast, zajmują kawal ziemi ogrodzony wspólnym płotem i podzielony na około 3arowe pólka. Na każdym niemal pólku stoi domek-altanka, a przynajmniej skrzynia lub szopa na narzędzia.
Obecnie działkowanie stało się rodzajem hobby pokrewnym grillowaniu. Na działce pod domkiem stoi huśtawka, jest rozległy trawniczek, czasem basenik i grill, a czasem wędzarenka. Czasem działkowicze ze starszym PESELem uparcie usiłują traktować działkę jako źródło dochodów (sprzedając to, co urośnie) albo zdrowej żywności (jedząc to, co urośnie) i starając się ignorować częste na działkach kradzieże i włamania do domków, które lokalne menelstwo lubi traktować jako bazę noclegową (i popijawczą).
Kiedyś działka rzeczywiście była poważnym źródłem utrzymania rodziny. Pisałam już gdzieś - w sklepie nie było herbaty, więc zaparzaliśmy wrzątkiem dżem. Dżem zrobiony z własnych owoców, z tego, co na działce wyrosło. Z fasolki szparagowej można było przygotować niejeden obiad. Marchewkę, pietruszkę i buraki przechowywało się w piwnicy aż do wiosny jako materiał na niejedną zimową zupę. I tak dalej.
Co ciekawe, "działką" nazywano nie tylko państwowo przydzielone 3 ary, ale każdy kawałek ziemi poza miastem. Wielu mieszczuchów miało taką "działkę " w podwórku u mieszkających na wsi krewnych, co bogatsi kupowali sobie kawałek ziemi na niezbyt odległej wsi, i tam oddawali się na przykład hodowli pomidorów.
"Wczasy" na działce związane były z pracą w ogrodzie i pracą przy przetwarzaniu tego, co wyrosło. Uzyskana przy okazji opalenizna mogła śmiało współzawodniczyć z brązami przywiezionymi znad Bałtyku, a nawet znad cieplejszych mórz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz