Działki znajdują się zwykle na obrzeżach miast, zajmują kawal ziemi ogrodzony wspólnym płotem i podzielony na około 3arowe pólka. Na każdym niemal pólku stoi domek-altanka, a przynajmniej skrzynia lub szopa na narzędzia.
Kiedyś działka rzeczywiście była poważnym źródłem utrzymania rodziny. Pisałam już gdzieś - w sklepie nie było herbaty, więc zaparzaliśmy wrzątkiem dżem. Dżem zrobiony z własnych owoców, z tego, co na działce wyrosło. Z fasolki szparagowej można było przygotować niejeden obiad. Marchewkę, pietruszkę i buraki przechowywało się w piwnicy aż do wiosny jako materiał na niejedną zimową zupę. I tak dalej.
Co ciekawe, "działką" nazywano nie tylko państwowo przydzielone 3 ary, ale każdy kawałek ziemi poza miastem. Wielu mieszczuchów miało taką "działkę " w podwórku u mieszkających na wsi krewnych, co bogatsi kupowali sobie kawałek ziemi na niezbyt odległej wsi, i tam oddawali się na przykład hodowli pomidorów.
"Wczasy" na działce związane były z pracą w ogrodzie i pracą przy przetwarzaniu tego, co wyrosło. Uzyskana przy okazji opalenizna mogła śmiało współzawodniczyć z brązami przywiezionymi znad Bałtyku, a nawet znad cieplejszych mórz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz