o pierwszych Komuniach

Maj jest tradycyjnie miesiącem masowych pierwszych Komunii.

Standardowo katolickie dziecko w Polsce przystępuje do pierwszej Komunii w wieku 8-9 lat, teraz w trzeciej klasie podstawówki. Dzień przed komunią dzieciaki mają pierwszą spowiedź. Zwykle idą masowo wszystkie dzieci ze szkoły razem, a szkolna katecheza bywa jedynym przygotowaniem do pierwszej spowiedzi i Komunii. Jest coś takiego jak wczesna pierwsza komunia, około 6 roku życia najczęściej, po przygotowaniu parafialnym lub indywidualnym i też po spowiedzi, ale to praktykują te najnabożniejsze rodziny. Możliwe jest też przygotowanie dziecka do I Komunii nie z klasą, tylko w kilkuosobowej grupce lub całkowicie indywidualnie, po uzgodnieniu w parafii. Grupowe przygotowanie do Komunii czasem trwa cały rok, obejmując przeróżne atrakcje jak poświęcenie i rozdanie różańców, obrazków, książeczek do nabożeństwa i takich tam. Czasem odbywa się to dopiero w białym tygodniu.

Dziewczynki zwykle idą do I Komunii w białych sukienkach albo w albach, często szytych grupowo, żeby były takie same. Na głowach mają wianki - najczęściej z białego plastiku, czasem z żywych kwiatów, ale te potrafią oklapnąć i zepsuć całą zabawę :P. Chłopcy najczęściej też mają alby (albo komże, te krótkie) czasem z ministranckimi pelerynkami. Zdarzają się kreacje komunijne przebijające ślubne sukienki.
Na temat przesadzonych prezentów komunijnych i przyjęć, obecnie organizowanych w restauracjach i kosztujących tyle co średnie wesele, można poczytać gdzie indziej. :P

Tydzień po I Komunii nazywany jest białym tygodniem i dzieci teoretycznie co dzień są na wieczornej mszy w pierwszokomunijnych strojach - zwykle nie przychodzą wszystkie. Po mniej więcej roku jest grupowa komunia rocznicowa, też w komunijnych strojach, też poprzedzona masową spowiedzią - często drugą i ostatnią w życiu.
Generalnie praktykuje się zasadę dopuszczania do I Komunii wszystkich, którzy się zgłoszą, bez pytania o wiarę dziecka czy jego rodziców. Odpytywanie z pacierza czy (coraz rzadziej) katechizmu traktowane jest niezwykle liberalnie.

A kiedyś... też tak było. :) Może nawet i gorzej, bo nie było religii w szkołach, a w salkach przyparafialnych była, jak dobrze poszło, jedna godzina katechezy na tydzień. Do I Komunii szli wszyscy, którzy chcieli, ja nie miałam żadnej imitacji egzaminu ani nic (poza spowiedzią w przeddzień) nie musiałam zaliczać. Każda dziewczyna miała inną sukienkę ze zdobycznego mniej więcej białego materiału, plastikowe wianuszki były mniej więcej takie jak teraz. Z głupot obowiązkowe były białe rękawiczki (dla mnie koszmar) i biała torebka, a także pelerynka. Na szczęście za moich czasów nie było już wymagane trzymanie świecy (co zaliczał jeszcze mój starszy brat). Chłopcy szli do I Komunii w garniturkach. Zdarzało się, że dzieci szły do komunii (a wcześniej były chrzczone) w parafii dziadków, po kryjomu, bo rodzice za taką uroczystość mogli stracić pracę.
I rzeczywiście kiedyś do I Komunii się szło. Nawet w wiejskich parafiach, gdzie do kościoła bywało kilka kilometrów, większość dzieciaków w pięknych strojach maszerowała polnymi drogami tam i z powrotem, chyba że pogoda była fatalna.

Prezenty bywały standardowe - _musiał_ być pierwszy (radziecki)  zegarek, czasem złoty łańcuszek z medalikiem (którego i tak potem nie wolno było nosić, bo za duże ryzyko zgubienia), zwykle Pismo Święte. Do najekskluzywniejszych podarunków należał rower. Goście dawali pieniądze, które zwykle anektowali rodzice i kupowali coś wedle własnego uznania - czasem starczało na pierścionek, jakieś ubranie albo coś. Przyjęcie-obiad dla rodziny robiło się w domu. Dzieciaki licytowały się potem, co i ile kto dostał, ale poziom i koszt prezentów był raczej wyrównany. Na biały tydzień chodziliśmy, potem próbowaliśmy z różnym skutkiem "zaliczać" kolejne pierwsze piątki miesiąca (dopóki się nie zbuntowałam :P), generalnie chodziliśmy dalej na parafialną religię raz na tydzień, a lekcja religii zaczynała się od meldunku przy sprawdzaniu listy:  "jestem-byłem-mam" (obecny na lekcji, byłem w niedzielę w kościele, mam zeszyt). Systematycznej spowiedzi i komunii nikt (oprócz ewentualnie rodziców) nie wymagał ani nie egzekwował. Zresztą w tamtych czasach standardem było iść na mszę w niedzielę, ale do komunii nie podchodzić - i bywało, że podejście do komunii na oczach niepodchodzącej rodziny :) było bohaterstwem, a potem wysłuchiwało się listy swoich grzechów, w kontekście "jak, grzeszniku jeden, śmiałeś podejść".
Więc czy było lepiej? Wcale nie jestem pewna.

A, i jeszcze. Przyjęcie I Komunii albo pobożne uczestnictwo w mszy pierwszokomunijnej daje możliwość uzyskania odpustu pod zwykłymi warunkami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz