matury

Matury, zwane egzaminem dojrzałości,  tradycyjnie zaczynają się na początku maja (i tradycyjnie muszą wtedy kwitnąć kasztany). Obecnie pierwsza matura, z języka polskiego, jest 4 maja, chyba że wypada to w sobotę albo niedzielę, a egzaminy ciągną się do 20 maja i dłużej. Obowiązkowo zdaje się polski, matematykę i język obcy, a także jeden wybrany przedmiot. I to już bodaj czwarta zmiana w egzaminach za mojej pamięci.

Kiedy ja zdawałam maturę, egzamin był sprawdzany w szkole, a polegał na napisaniu dwóch wielkich wypracowań, jednego z polskiego, a drugiego z wybranego przedmiotu (zdawałam biologię i pisałam o pasożytnictwie). Egzamin trwał 5 godzin i praca średnio mieściła się na pięciu do siedmiu stronach papieru kancelaryjnego. Matma za moich czasów nie była obowiązkowa (kto chciał ją zdawać, musiał rozwiązać przynajmniej 3 zadania z pięciu), a na polskim trzy błędy ortograficzne dyskwalifikowały pracę. Słowników, tablic ani żadnych pomocy nie było. Egzamin z języka był ustny i większość zdawała język rosyjski, bo egzamin polegał na wyrecytowaniu przemówienia na jeden ze znanych wcześniej tematów. Na angielskim trzeba było przeczytać nieznany tekst, odpowiedzieć na pytania do niego, zrobić 10 zdań z gramatyki (mogło być wszystko) i poradzić sobie w trzech sytuacjach typu: kup sobie buty. Sytuacje też mieliśmy podane wcześniej do przygotowania.

Potem wprowadzono obowiązkową matematykę i system testowy z wynikami w procentach, a prace zaczęto odsyłać do sprawdzania do Komisji Egzaminacyjnej - znaczy i tak sprawdzają nauczyciele, ale prace przesłane zniewiadomokąd :). Pojawił się także smok w postaci klucza odpowiedzi, w który biedny zdający powinien się wpasować, co bez gruntownej znajomości systemu (którą posiadają nauczyciele sprawdzający z kilkuletnim doświadczeniem) i bez takiejż znajomości z Duchem Świętym, który mógłby udzielić łaski objawienia, nie było takie łatwe... Teraz podobno od klucza się odchodzi, ale nadal są bardzo konkretne wymagania co do sposobu realizacji polecenia. Na przykład opisując obrazek na egzaminie z języka obcego trzeba wyraźnie określić, kto tam jest, co robi i gdzie się znajduje, a pominięcie któregokolwiek z tych elementów, jakkolwiek dokładny i ambitny jest opis, skutkuje pomniejszoną punktacją. Inna bzdura to określenie ilości słów w wypracowaniach i odejmowanie punktów za przekroczenie limitu.

No i jeszcze kwestia poprawek. Kiedyś można było jeden raz próbować poprawiać jeden niezaliczony przedmiot, przy czym był wymóg, że ocena na koniec szkoły z tego przedmiotu musiała być odpowiednio wysoka. Teraz jest cały system poprawiania matur, podnoszenia wyników i czego nie jeszcze, i można to robić przez 5 lat od pierwszego podejścia. Na szczęście pomysł o zdanej maturze z jedną jedynką :P nie utrzymał się. Niemniej jednak matura nie ma już żadnego prestiżu i nie jest już tak, że "twoje miejsce na ziemi tłumaczy zaliczona matura na pięć".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz