o walentynkach

Nie jestem w stanie określić, kiedy dokładnie walentynki przesiąkły do Polski - w każdym razie kiedy byłam licealistką, czyli w latach 1990tych, a na angielskim pani profesor (dziś już świętej pamięci) próbowała robić z nami lekcję walentynkową, to pukaliśmy się w głowy na kolejny głupi zwyczaj anglosasów, i za nic nie mogliśmy zrozumieć, czemu poważni ludzie mieliby wysyłać anonimowe karteczki z miłosnymi wyznaniami i wypisywać durne wierszyki o różach i fiołkach. Więc bodaj przyjęliśmy te walentynki już w XXI wieku.

Zwyczaj anonimowych kartek do tej pory chyba się nie przyjął. Może jako durnowata zabawa w szkołach i przedszkolach, gdzie każdy "kocha" każdego i każda okazja jest dobra, żeby coś się działo. Prawdziwi, poważni zakochani nie wysyłają sobie u nas kartek z podpisem "twoja walentynka". Zwykle wymieniają jakieś prezenty (serduszkowe, w różach i czerwieni) - a w sklepach w połowie lutego wszystko jest w serduszka, w czerwieni i w różach, zaczynając od czekoladek, a kończąc na bieliźnie), wybierają się na jakąś imprezę lub do kina (w walentynki są maratony filmowe z komediami romantycznymi, tia, ale kto to wytrzyma? :) , albo świętują sobie tylko we dwoje tak, jak tylko chcą. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz