o kiełkach

Na przedwiośniu, czyli w porze, kiedy nagminnie brakuje nam witamin, popularnością cieszy się uprawa roślin na kiełki. Albo na siewki.
Najczęściej uprawia się roślinki na kiełkownicach, które można nabyć w supermarketach i w sklepach ogrodniczych. W kiełkownicach uprawia się roślinki metodą hydroponiczną, czyli bez ziemi. Nalewamy do kiełkownicy zimnej wody z kranu, a na tackę wysypujemy nasionka.
Można kupić gotową mieszankę na kiełki albo komponować swoją. Ważne, żeby na torbie z nasionami było zaznaczone, że to "na kiełki", wtedy nie kupimy nasion zaprawianych owadobójczą albo grzybobójczą chemią, na przykład. Chyba tylko rzeżucha nie jest oznaczana, bo ona z reguły idzie na kiełki.

Nasionka najpierw spęcznieją, potem zaczną kiełkować
i rosnąć. Wtedy trzeba zapewnić im światło.
Kiedy urosną, ścinamy nożyczkami i posypujemy kanapki, dodajemy do sałatek albo do zup, zresztą do wszystkiego, może za wyjątkiem deserów. :)

Ważne: kiedy nasionka puszczą korzonki, nie nalewamy wody do pełna, musi być warstewka powietrza między wodą a roślinkami, inaczej wszystko nam zgnije.

Wodę w pojemniczku trzeba zmieniać, nie tylko jej dolewać.
Uprawiać tak można wiele różnych roślinek. Najpopularniejsza jest rzeżucha, rzodkiewka, brokuł, gorczyca, cała masa innych - trzeba pochodzić po sklepach z nasionami, popróbować, co nam smakuje, i dokonać własnego wyboru. Ja np. najczęściej mieszam rzeżuchę z brokułem i rzodkiewką, czasem z gorczycą. A osobno sieję buraki, bo wolno kiełkują.
A potem je się na przykład takie kanapeczki:


A za komuny uprawiało się tak tylko rzeżuchę - zwykle na talerzu przykrytym warstwą ligniny.

Na codzienny użytek wysiewało się ją na płasko,

dla zabawy albo ozdoby tworzyliśmy przeróżne formy przestrzenne, górki i dołki, podkładając pod ligninę spodki, talerzyki i kubki do góry dnem.




Z zapachem kiełkującej rzeżuchy trzeba, niestety, wytrzymać. Potem jest już tylko lepiej.

Dziś, przy stosunkowo wysokich cenach ligniny,  można próbować siać tak rzeżuchę na ręcznikach papierowych - im lichsze, tym lepsze :P, bo łatwiej się zakorzenić w kiepskim papierze.

Pamiętam też, że Babcia hodowała sobie kiełki z pszenicy.
 To są, dokładnie rzecz biorąc, prawdziwe kiełki. Te większe roślinki ścinane nożyczkami, to raczej siewki.
Polegało to na moczeniu ziaren pszenicy w wodzie chyba z jedną dobę, a potem się to odcedzało i tylko płukało wodą, chyba codziennie, żeby ziarno było wilgotne, ale nie mokre. W takich warunkach pszenica kiełkowała - i jadło się skiełkowane ziarno, razem z korzonkami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz