Teraz chyba już nikt się nie przebiera, może dzieciaki na przedszkolne i szkolne zabawy, może grupy folklorystyczne przy domach kultury.
A co do karnawałowych przebierańców. Niekoniecznie trzeba było całą grupą i z turoniem - na przykład jeden z moich wujków przebierał się na przykład za cygankę i szedł na przykład do swoich najbliższych sąsiadów, a był w tym tak dobry, że potem opowiadali mu: wiesz, jakaś baba u nas była, ale głupia jakaś... :)))
Zabaw ani karnawałowych parad ulicznych nigdy u nas chyba nie było. Za to zawsze były kuligi - jeśli pogoda pozwalała to po śniegu, a ostatni wynalazek to "zielone kuligi" w wozach konnych na kołach. Kulig kończył się zabawą przy grillu albo przy ognisku.
Karnawał to też czas dobrego jedzenia. W zależności od regionu jedzenie karnawałowe się różniło, ale zwykle były to faworki, róże chrustowe, ciastka z konfiturą z róży, a szczególnie na koniec karnawału pączki.
I jeszcze o zapustach. Niektóre słowniki podają, że zapusty = karnawał, mi się wydaje, że nie.
Karnawał = mięsopust :) , a zapusty = ostatki, czyli ostatni tydzień karnawału, kiedy szaleństwo zabawy osiągało przedpostne szczyty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz