Ponieważ w komunie bakalii nie było, nie było też keksów. Pierwszy keks upiekłam chyba na studiach... czyli już dobrze po 1990.
Na tradycyjny keks trzeba mieć:
15 dag masła lub Palmy
5 jajek (całych)
1 szklankę cukru pudru lub drobnego kryształu
2 szklanki mąki
cukier waniliowy
2 łyżeczki proszku do pieczenia
około 30 dag różnych bakalii.
Ponadto: miskę do ucierania (może być z mikserem), blachę do pieczenia (wąska keksówka), papier do pieczenia do blachy lub margaryna i bułka tarta do wysmarowania blachy.
Dzień wcześniej można przygotować bakalie. Po garści wszystkiego, co mamy w domu: rodzynki, migdały, orzechy wszelkiego rodzaju, owoce kandyzowane, suszone morele i śliwki, daktyle, figi, czipsy bananowe, czipsy kokosowe, skórka pomarańczowa i cytrynowa, żurawina i co się nawinie. Jeśli bakalie są świeże, wystarczy je posiekać i przetrzymać pod przykryciem w lodówce do jutra, jeśli są wyschnięte - można je sparzyć wrzątkiem (i odcedzić), albo namoczyć w dobrym alkoholu (i też odcedzić).
Następnego dnia wyciągamy składniki z lodówki, niech się ogrzeją.
A potem klasyka: ucieramy masło z cukrem, cukrem waniliowym
Połowę mąki (1 szklanka) mieszamy z bakaliami,
Łyżką wyrównać powierzchnię.
Keks piecze się długo, bo to ciężkie ciasto. Po ok. godzinie pieczenia można delikatnie wyjąć blachę i wbić czysty patyczek od szaszłyka w środek - jeśli będzie oblepiony albo mokry, wstawić ciasto z powrotem do piekarnika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz