o bakaliach

Za komuny "bakalie" to były orzechy włoskie z własnego podwórka (albo laskowe z własnego lasu) plus zdobyczne rodzynki i takaż skórka cytrynowa lub pomarańczowa w cukrze. Cytryny i pomarańcze pojawiały się w sklepach (wraz z rodzynkami, czasem grejpfrutami i bananami - a banany miały wtedy ziarenka w środku, ha) sporadycznie w okresie przedświątecznym. Można było ogolić cytrusa tarką i to, co się starło zmieszać w słoiczku z cukrem (także zdobycznym i na kartki), można było cytrusa obrać i zjeść, a skórkę obkroić z białej warstwy, kolorową posiekać w kosteczkę i tak samo zmieszać z cukrem w słoiczku. BTW dotąd w ten sam sposób robię skórkę do ciasta. A rodzynki i co tam jeszcze dało się zdobyć były najczęściej zleżałe i twarde jak gnat. Moja mama do tej pory jest przekonana, że bakalie w cieście _muszą_ być niedobre i twarde. :)

Czasami pojawiały się figi i daktyle. Te ostatnie z pestkami w środku, więc można było sobie zasiać palmę daktylową (siałam zresztą także krzaczki cytrusowe wszelakich gatunków i rosły, dopóki nie były za duże, bo jako dziczki nie kwitły nigdy). Innych bakalii w dzieciństwie nie znałam. Potem pojawiły się wiórki kokosowe, potem orzeszki ziemne (też próbowałam je posiać, ku mojemu zdumieniu wyrosła.... fasola :), a jeszcze dużo potem wszelakie owoce kandyzowane i suszone i milion odmian orzechów.

Do moich pierniczków też dodaję bakalie. Ciasto piernikowe dzielę na kilka części i mieszam je np. z takimi bakaliowymi zestawieniami:
suszona morela (pokrojona w kosteczkę) + kostka migdałowa

orzechy + rodzynki lub suszona żurawina

połamane wstążki kokosowe + suszony lub kandyzowany ananas

ziarnka słonecznika + daktyle (w kosteczkę)

ziarnka dyni + figa (w kosteczkę)


Część pierniczków robię bez bakalii.

Oczywiście, że są możliwe wszelkie inne zestawienia  i bakaliowe kombinacje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz