W zasadzie grzyby zaczynają rosnąć już w maju, ale prawdziwe zbieranie grzybów zaczyna się w lipcu, o ile, oczywiście, pogoda nie wysuszy za bardzo ziemi. Zbieranie grzybów podzieliłabym na trzy kategorie:)
1. wielkie wyprawy do lasu w celu zbierania grzybów, 2. łażenie po okolicznych krzakach z nadzieją, że coś się znajdzie i 3. zbieranie przy okazji tego, co wyrosło przy ścieżce, którą akurat idę.
Kiedy jeździłam do babci na wakacje, ilościowo przeważał typ drugi :) - co rano biegliśmy w okoliczne krzaki i zarośla, i nie było dnia, żebyśmy nie przynieśli babci kilku grzybów. Najczęściej były to kozaki, i to siwe, zwane u nas "babkami", bo brzóz było dużo, a babki rosną pod brzozami.
Czasem trafiały się kozaki takie jak w koszyku, czerwone, zbierane pod osikami. Istnieje zresztą cala masa odmian kozaków, a potrafią rosnąć pod każdym chyba możliwym drzewem.
Rzadko bo rzadko, ale zdarzało się nam trafić na prawdziwka.
Prawdziwki, czyli borowiki, też są przeróżne, rosną pod różnymi drzewami i w różnych porach roku. U nas rosły albo w dębach, albo w sosnach.
Podstawowa zasada początkującego grzybiarza brzmi: "nie zbieraj prawdziwków, które są czerwone, czerwonawe albo pomarańczowe". Może i bywają wśród nich jadalne, ale po co próbować to na sobie? :P
Kozaki i prawdziwki babcia suszyła na piecu, a pieczarki i gołąbki przerabialiśmy do zjedzenia.
Pieczarki wyrastały po każdym większym deszczu na zielonej drodze, którą konie szły na pastwisko, bo pieczarki lubią koński nawóz. Wyrastały nam jak na zamówienie - na zupę pieczarkową, na sos albo na grzybki do kartofli.
Z pieczarkami trzeba było uważać, bo - zwlaszcza małe - łatwo można je pomylić z czym trującym. Pieczarka musiała pachnieć pieczarką i mieć ciemnobrązowe blaszki.
Pieczarek jest tez zresztą kilka rodzajów i nie wszystkie są jadalne.
W lipcu masowo zbieraliśmy też gołąbki.
Gołąbki występują w niezliczonej ilości odmian i barw. U nas zbierało się właściwie tylko trzy rodzaje. Za najlepsze uchodziły gołąbki zielone, czy może szarozielone.
Niemal dorównywały im gołąbki fioletowozielone.
Najgorsze i rzadko zbierane były gołąbki "winne", o bordowym (nie czerwonym) kapeluszu.
Czerwone gołąbki, te z czerwoniutkimi kapelusikami, uchodziły u nas za niejadalne. Nigdy nie przejmowaliśmy się istniejącym podobno testem na jadalność gołąbków, polegającym na polizaniu nadłamanego grzyba - piekący należy podobno zostawić w lesie. Zielone gołąbki, które zbierałam i jadłam, piekły aż miło :P, a żyję. :P Do tej pory krąży rodzinna opowieść, jak to, małoletnim dziewczęciem będąc, nazbierałam tych zielonych gołąbków, usmażyłam je na smalcu według przepisu poniżej (co ty robisz? - pytała babcia. - Grzyby smażę - odpowiedziałam najspokojniej. - Achaaaa....) - i zaserwowałam do kartofli, mówią, że były pyszne, i też wszyscy przeżyli. :)))
U babci spod wschodniej granicy zbieraliśmy jeszcze maślaki.
Maślaki rosły pod sosnami i zbieraliśmy je, wracając w niedzielę z kościoła (i przechodząc przez sosnowy las).
Maślaków też jest iks rodzajów, a generalnie rozpoznaje się je po rurkach ("gąbce") pod spodem kapelusza i kapelusiku, który robi się oślizly przy najmniejszej wilgoci.
Maślaki i gołąbki przed wykorzystaniem obiera się ze skórki na kapeluszu.
A najprostszy przepis na grzyby? Proszę. Grzyby umyć, odrzucić robaczywe i niepewne, z gołąbków i maślaków ściągnąć skórkę, pokroić. Na patelni rozgrzać tłuszcz (może być olej), wrzucić posiekaną cebulę. Kiedy cebula zacznie się złocić, dodać grzyby, posolić. Powinny puścić wodę, gdyby były suche, można trochę wody dolać. Dusić tak, aż stracą surowiznę , woda odparuje, a grzyby zaczną się też rumienić. Jeśli chcemy grzybki do kartofli lub chleba, wystarczy posypać posiekanym koperkiem i można zajadać. Jeśli chcemy sos, trzeba dodać śmietany, miłośnicy zawiesistych sosów mogą poprószyć mąką i przesmażyć razem chwilę, aż sos się uformuje. Jeśli chcemy zupę grzybową, usmażone grzyby dodajemy do rosołu lub wywaru z warzyw, podprawiamy śmietaną.
Można też obgotować grzyby wcześniej (tzn. zalać wodą, posolić i gotować kilkanaście minut - uwaga, kipią! - potem odcedzić) i smażyć już obgotowane. Niektóre gatunki trzeba obgotować i odlać wodę (opieńki, niektóre maślaki). Uwaga: bywają alergie na grzyby. Te jedzone, nie tylko te zarodnikujące...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz