koniec roku szkolnego

Rok szkolny w Polsce kończy się obecnie między 21 a 28 czerwca, zawsze w piątek - teoretycznie, bo w przypadku "długiego weekendu" związanego z Bożym Ciałem rok szkolny potrafi się skończyć i 19 czerwca, na przykład.

Wszystkie szkoły kończą rok tego samego dnia,  za wyjątkiem maturzystów, którzy mają zakończenie roku ostatniego kwietnia (bo od początku maja zdają matury).

Na koniec roku prawie każdy uczeń dostaje świadectwo, które stwierdza, czy przeszedł do kolejnej klasy, czy nie - względnie czy ukończył jakąś szkolę. Na świadectwie są też stopnie ze wszystkich przedmiotów, obecnie w skali 1-6, przy czym 6 to ocena najlepsza, a 1 oznacza zwykle, że nie zdał (wyłączając różne tam promocje warunkowe). Bywa, że uczeń z jedynką w sierpniu zdaje poprawkę - egzamin pisemny i ustny - żeby zdać do następnej klasy. I bywa, że nie zdaje.
W najmłodszych klasach podstawówki nie ma ocen, tylko jest opis osiągnięć ucznia.

Najlepsi uczniowie dostają tak zwane świadectwo z czerwonym paskiem. Pasek tak naprawdę jest biało-czerwony (jak flaga), tyle, że ten biały na świadectwie jakoś specjalnie widoczny nie jest. A w ogóle kolor świadectwa zależy od rodzaju szkoły. Podstawówka ma niebieskie, na przykład.
Żartowaliśmy od zawsze, że uczniowie o wyjątkowo marnych ocenach też dostają świadectwa z paskiem, tyle że na tyłku. :P

Kiedyś były bardzo różne daty zakończenia (i początku) roku szkolnego. Kiedy chodziłam do podstawówki, pamiętam wakacje od połowy czerwca do połowy sierpnia, więc zakończenie roku było np. 14 czerwca. Z tego czasu pochodzi chyba przysłowie, że "jak kwitną akacje (druga połowa maja), to niedługo wakacje".

Mieliśmy też inny system ocen, nie było jedynek, skala była od 2 do 5, a dwója oznaczała, że nie zdał. System oceniania zachowania to kolejna bajka, w moim szkolnym życiu przerobiłam chyba ze trzy zmiany. Na przykład była ocena wyróżniająca, której teraz nie ma.

Mieliśmy też osobne świadectwa z religii, bo religii nie było w szkole - jak ktoś chciał chodzić na religię, to biegał na lekcje do parafii i przynosił sobie osobne świadectwo z pieczątką proboszcza, nie dyrektora. Religia weszła do szkoły jak byłam w maturalnej klasie - i dzięki temu nie mam żadnego świadectwa z religii z ostatniej klasy liceum :P, bo w parafii już nie dawali, a szkoła jeszcze nie miała religii na drukach. Zresztą, wcale nie jest to jedyne świadectwo z religii, którego w życiu nie dostałam :P.

Szkolne wakacje trwają dla uczniów trochę więcej niż dwa miesiące (dla nauczycieli są krótsze). Teraz uczniowie spędzają ten czas bardzo różnie - zaczynając od siedzenia w domu z telefonem w ręku, przez wizyty u rodziny, obozy, wyjazdy, w tym zagraniczne, aż do podejmowania wakacyjnej pracy, legalnej lub nie :P (nikt nie spisuje umowy o pracę do rwania wiśni). Kiedyś najpopularniejszym pomysłem na wakacje były kolonie, zwykle nad morzem lub na pojezierzach, drugie miejsce miał wyjazd do babci na wieś, trzecie - zwykle tylko dla harcerzy - jakiś obóz stacjonarny lub wędrowny. Za granicę jeździli nieliczni. Generalnie byliśmy bardziej aktywni niż dzieciaki dziś, no i nie mieliśmy telefonów. Jechało się na dwa tygodnie pod namiot w środek lasu, człowiek wysyłał jakiś list albo widokówkę do domu, o ile dotarł do poczty, po dwóch tygodniach wracał, a pocztówka przychodziła do domu zaraz po nim. :). Naprawdę. I rodzice żadnego zawału nie dostali.

Studenci mają (i zawsze mieli) wakacje o miesiąc dłuższe - mają jeszcze wolny wrzesień. No chyba ze ktoś sobie zafunduje sesję poprawkową...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz