A Jezus-chłopak, pierworodny swej Matki, ofiarowany - zgodnie z tradycją - został. I dlatego to święto.
Święto Ofiarowania ma kilka wymiarów. Po pierwsze, wymiar Jezusa, Jego bycia pod Prawem i ofiarowania Ojcu. Po drugie (oczywiście, że symboliczne) święto oczyszczenia Maryi - z rytualnej "nieczystości", 40 dni po porodzie (i to też jest wyraz pokornego poddania się Prawu). Były kiedyś i u nas podobne obrzędy, w przepisanym czasie matka z niemowlakiem pierwszy raz pojawiała się w kościele, ona otrzymywała błogosławieństwo, a dziecko chrzest - podobno w Kościele wschodnim ciągle mają ten zwyczaj, u nas go nie ma.
Trzeci wymiar święta Ofiarowania Pańskiego to spotkanie Jezusa z ludem - to w osobach Symeona i Anny. Jakby epifanii ciąg dalszy. Czwarty wymiar to światło - i gromnica.
Od zawsze 2 lutego przynosiło się do kościoła świece (zapalane w zasadzie tylko na początku mszy, na obrzęd poświęcenia, potem świece się gasi, zapalając ewentualnie na wybrane momenty liturgii - jeśli ksiądz powie, że trzeba zapalić. Przepychanie się np. do komunii albo do drzwi z zapaloną świecą w tłumie ludzi ubranych w łatwopalne sztuczne futerka stoi na granicy grzechu przeciw 5 przykazaniu :P). Świece powinny być zabezpieczone przed kapaniem, dopasowane kółko ze sztywnego papieru sprawdza się lepiej niż plastikowe osłonki. Świece można przybrać wstążeczką, łodyżką kwiatka z parapetu, listkiem paprotki albo gotowym stroidełkiem, ale przybranie nie jest konieczne. Po przyjściu do domu zapalało się gromnicę i dymem zaznaczało krzyżyki na futrynach drzwi i okien, i na piecu - miała to być symboliczna zapora zabezpieczająca wszystkie wejścia do domu przed złem. Pamiętam jeszcze krzyżyki na drzwiach (już tylko na drzwiach) w domu Babci - wycinało się dziurę - krzyżyk na środku kartki, przykładało kartkę do futryny, odymiało gromnicą, potem delikatnie odsuwało kartkę - i na futrynie zostawał czarny, zgrabny krzyżyk.
Gromnica miała strzec przed napaścią wilków - i stąd tradycyjny obraz Matki Bożej odganiającej się (i chroniącą widoczną za Nią wieś) gromnicą przed wilkami. Gromnicę wkładano do ręki ludziom umierającym, gromnica często była świecą chrzcielną, a jeśli ksiądz kazał na jakąś liturgię przynieść świece (choćby w Wielką Sobotę), też zabierano najczęściej po prostu gromnice.
Gromnicę można sobie kupić w sklepie z artykułami nabożnymi albo przy parafii. Gromnice bywają stearynowe albo woskowe. Alergikom polecam woskowe :).
Najczęściej mają naklejony jakiś Maryjny obrazek. Mogą być różnej wielkości. Kosztują 10-30 zł.
Jeśli święto Ofiarowania Pańskiego wypada w piątek, to jest w tym dniu piątkowy post, chyba że biskupi miejsca zdecydują inaczej.
Święto Matki Bożej Gromnicznej jest tradycyjnie ostatnim dniem śpiewania kolęd i następnego dnia z kościołów obowiązkowo znikają Bożonarodzeniowe dekoracje. Z domów też, o ile ktoś aż dotąd z choinką wytrzymał.
Moja teściowa wspominała kiedyś ten zwyczaj "oczyszczania" matki po porodzie i jak musiała iść za ksiedzem trzymając się stuły.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię kantyk Symeona i chyba ten wymiar Światła na oświecenie pogan jest mi najbliższy.
Nie znałam zwyczaju oznaczania dymem drzwi.
A że juz po nieszporach, to wszystkiego naj... :) w absolutnie każdym wymiarze. Nieba...☼ ← to zamiast kwiatka
u nas od zawsze była to zamierzchła legenda :), nie znam nikogo, kto przechodził ten obrzęd, nawet nie babcia. A na Śląsku szło się z dzieckiem po chrzest jak najszybciej, nawet kilka dni po urodzeniu. Taki był zwyczaj.
OdpowiedzUsuńja tam jeszcze przed nieszporami, ale dzięki. Tortu nie mam, ale mam czekoladę :czekolada:
Smacznego. :)
OdpowiedzUsuńJa mam kabanoski z Lidla :)
Kurcze, tort to ja będę musiała chyba zrobić...
czemu?
OdpowiedzUsuńGoście... ale chyba kupię. Robię Twoje pazurki....
OdpowiedzUsuń:) dobrej zabawy!
OdpowiedzUsuńNajprostszy i najefektowniejszy tort:
kupić gotowy biszkopt jednowarstwowy, bitą śmietanę w proszku, dwie galaretki czerwone, jedną żółtą, sporo owoców jakichkolwiek, mogą być brzoskwinie z puszki.
1. do tortownicy biszkopt.
2. w (niecałej) szklance wrzątku rozpuścić żółtą galaretkę. Kiedy stygnie, ubić bitą śmietankę z (niecałą) szklanką zimnego mleka. Zmieszać z zimną żółtą galaretką. Połowę tej papki na biszkopt, na to pokrojone w kostkę owoce (mogą być różne i kolorowe, ale raczej suche, dlatego mrożonki kiepsko się sprawdzają), reszta papki. Zastudzić w lodówce. Na wierzch ułożyć dekorację owocową, zalać czerwonymi galaretkami (na 2 paczki najwyżej 3 szklanki wody). Robić dzień przed podaniem.
:) fajny.Coś podobnego robi moja Teściowa, między biszkopt a galaretkę (jeden kolor) daje masą czekoladową. Pychota.
OdpowiedzUsuńJa robię zawsze (jeśli robię a nie kupuję) tort kawowy, taki jak robiła moja Babcia ze strony Mamy, robi moja Mama i jej siostra. Robię często z kupowanymi blatami... Na pewno bede robic na 80 lecie teściowej, juz niedługo, więc dzis jednak kupię ;) Pazurki w 20 minut nie zamierzająsie upiec absolutnie.
No zobacz. To zależy od piekarnika... U mnie po 20 minutach były już bardzo ciemne, mama narzekała, że spaliłam.
OdpowiedzUsuń