Kiedyś jadło się (i sprzedawało) to, co akurat u nas urosło. Łączyło się to z wolniejszym transportem, gorszymi umowami międzynarodowymi i mniejszą ilością (gorzej działających) konserwantów. Jedliśmy głównie lokalne jedzenie w czasie jego naturalnego występowania, co było pewnie zdrowsze i dużo smaczniejsze. No ale.
Zima i przedwiośnie były czasem, kiedy świeżych warzyw i owoców (poza ostatnimi jabłkami, pomarszczonymi już w przechowalniach) po prostu nie było. Jadło się warzywa ze słoików, domowe dżemy, piło kompociki z weka, czasem zasiało rzeżuchę. Pierwsze warzywa w ogrodzie siało się na początku kwietnia, więc młoda rzodkiewka nadawała się do jedzenia w maju. Trochę wcześniej pojawiał się szczypiorek, a potem po kolei koperek, sałata, buraczki, pietruszka, groszek, młoda marchewka. Młode ziemniaki jedliśmy dopiero na świętego Jana, czyli pod koniec czerwca. Można było kupić pędzone warzywa trochę wcześniej, ale takie eksperymenty często kończyły się poważnym zatruciem pokarmowym, więc nowalijki kupowaliśmy rzadko.
W maju pojawiały się też szparagi, których u mnie w domu nikt nie jadł, chociaż rosły w kącie ogrodu. Z młodych buraków gotowaliśmy botwinkę - zupę, nie barszcz, bo botwinki się nie kwasi. Zbieraliśmy szczaw na zupę szczawiową i lebiodę na "szpinak". Te dania jedliśmy tylko w maju...
Szczaw na zupę szczawiową zbiera się, zanim zacznie kwitnąć.
Są ludzie, którzy szczawiową uwielbiają i nie wyobrażają sobie maja bez szczawiowej, inni szczawiowej szczerze nie cierpią.
Chyba wojennym wynalazkiem (chociaż nie założę się, z której wojny) jest lebioda.
Szpinak z lebiody (zwykle mieszany z liśćmi sałaty i buraków) wymaga trochę pracy i wychodzi go stosunkowo niewiele. Najpierw trzeba obgotować lebiodę - wrzucić na wrzątek, zagotować i wodę odlać. Potem posiekać razem z liśćmi salaty i buraczków. Na patelni rozgrzać oliwę, wrzucić trochę posiekanej cebulki, można czosnku, do tego wrzucić posiekane listki i dusić kilkanaście minut. Wychodzi zielona papka (można ją dodatkowo zblenderować) do jedzenia na ciepło z pieczywem albo makaronem. Amatorzy ją lubią :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz