o feriach zimowych

Większość polskich szkół ma w roku szkolnym dwa semestry - tak było u nas od zawsze, więc nawet gdy dyrektorzy dostali wolną rękę w organizacji roku szkolnego w swojej szkole, w większości szkół zachowano dawny system. Zmienia się tylko dzień zakończenia I semestru i to może być różnie w różnych szkołach i w różnych latach, jak dyrektor ustali. Zwykle I semestr kończy się między 15 stycznia a 15 lutego. I zwykle w tych okolicach wypadają ferie zimowe, chociaż koniec semestru z terminem ferii nie musi się wiązać. Termin ferii ustalany jest odgórnie przez Ministerstwo Edukacji. A termin zakończenia semestru nie.

Ferie zawsze trwają dwa tygodnie, ale różne województwa mają różnie te dwa tygodnie określone. Co roku wychodzi nowe zarządzenie, które województwo ma kiedy ferie. Na ogół jest ustalona kolejka i termin da się z góry przewidzieć, wiadomo też, które województwa mają ferie jednocześnie.

Teoretycznie, jak widać na załączonym obrazku, dzieci spędzają ferie, wypoczywając na śniegu. Tyle, że pogoda rzadko śnieg dostarcza, a dzieci w praktyce dzielą się na dwie grupy: 1. wyjeżdżające gdzieś, najczęściej za granicę, z rodzicami lub na jakiś obóz-zimowisko i 2. spędzające ferie w domu z telefonem komórkowym w łapce. Są organizowane akcje typu "ferie w mieście" czy "ferie na plebanii", ale korzystają z nich pojedyncze okazy dzieci :P.

Kiedyś było inaczej.
Po pierwsze, wszystkie dzieci miały ferie w tym samym czasie, po zakończeniu I semestru, a przed zaczęciem II - i zawsze były to pierwsze dwa tygodnie lutego, zaczynając od poniedziałku (więc czasami trafiało na końcówkę stycznia). Na zimowiska czy wyjazdy załapywali się nieliczni - większość dzieciaków wyjeżdżało do dziadków na wieś.

Wstawaliśmy kolo 9.00, jedliśmy na śniadanie lane kluski na mleku od dziadkowej krowy, oglądaliśmy Teleferie (taki cykl programów dla dzieci w pierwszym z dwóch programów dostępnych w czarno-białej telewizji, zakończony jakimś filmem, wśród których niepodzielnie rządziła "Załoga G" :) A potem lecieliśmy na dwór.
Ze śniegiem bywało różnie, albo był, albo go nie było. Jeśli był, tropiliśmy po łąkach i po lasach zwierzaki, przełaziliśmy po lodzie przez rzeczkę, żeby pozjeżdżać na sankach z górki-za-rzeczką, tłukliśmy się śnieżkami, czasem dziadek przywiązywał sanki do orczyka (czy ktoś dziś wie, co to jest orczyk? >gugle) i koń ciągnął przez pola "minikulig", próbowaliśmy budować igloo, które raz tylko doprowadziliśmy do etapu dachu, a i to rozwaliło się, gdy któreś z nas usiłowało udawać Eskimosa. Jeśli śniegu nie było, tłukliśmy się po krzakach, płoszyli kuropatwy, palili ogniska, budowali szałasy. Bez względu na śnieg dokarmialiśmy ptaki (nigdy potem nie widzialam takich ptaków, jakie wtedy przylatywały do ogródka Babci, nie wiem, co to było - oprócz, oczywiście, sikorek, wróbli, czyżyków, kowalików i dzięciołów). Drażniąc miejscowych kłusowników, zbieraliśmy i niszczyli wnyki, zastawiane na zające i może na sarny. Robiliśmy łupieżcze wyprawy na strych, dokonując odkryć wśród miłosnych listów ojca :) albo zrywając zeszłoroczne gniazda os (gniazda szerszeni nawet w zimie baliśmy się zaczepiać). Wracaliśmy do domu na obiad i potem na kolację, kiedy już zapadał błękitnawy zmrok.
Buty i rękawiczki oczywiście były mokre na wylot. Suszyły się przy piecu, a my czytaliśmy książki (naprawdę!), gapiliśmy się na coś w telewizji, albo tłukliśmy się, jak na zgodne rodzeństwo przystało. :) Przed zaśnięciem, upakowani po dwoje w łóżkach, pod podwójnymi kołdrami, bo mimo pieca było zimno, zwłaszcza nad ranem, śpiewaliśmy piosenki i opowiadaliśmy przedziwne historie. Szurały gdzieś po kątach myszy.
Tak było.

4 komentarze:

  1. A ja pamiętam jeszcze (jak przez mgłę) 3 okresy w szkole i ferie zimowe zaczynajace się przed Bożym Narodzeniem a kończące po Trzech Królach ;) I pamiętam też już dobrze jak chodziłam do szkoły między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem... Ba, jeszcze jak zaczynałam pracę w szkole (bo przed wiekami parę lat pracowałam w szkole) tak było.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzech okresów w szkole nie pamiętam zupełnie. O feriach po Bożym Narodzeniu do Trzech Króli słyszałam, to chyba lata 50-te były. No i jeden raz w 1981, jak był stan wojenny.
    Co do chodzenia do szkoły między Świętami a Nowym Rokiem - pamiętam, jak siedziałam w Sylwestra na chemii, odliczając minuty do dzwonka, bo prosto po szkole miałam pociąg do Lublina na sylwestrową imprezkę :), tia. Sensu to z pewnością nie miało :) , nikt w klasie nie myślał o niczym innym niż o Sylwestrze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie nie, lata 50. to jeszcze nie ja :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ja nie sięgam pamięcią dalej niż 75, piszę głównie o 80-tych

    OdpowiedzUsuń