Zestaw wigilijnych potraw jest różny w zależności od regionu. Mówiono, że dań ma być dwanaście, potem, że liczba dań ma być nieparzysta. I każdego dania tradycyjnie należało chociaż spróbować.
Ja jestem akurat kulturowym kundlem, moi rodzice wywodzą się z zupełnie odmiennych tradycji regionalnych, no i wychowywałam się już w tym kompromisie. :) Może dlatego typowy zestaw dań wigilijnych wyglądał u mnie tak:
śledzie w wersji w oleju i w śmietanie (w komunie dodatkowo zdobyczne rybki z puszki:)
ryba (najczęściej karp) w galarecie
barszcz czerwony z uszkami
pierogi z kapustą i z grzybami
pierogi z grzybami
kapusta z grochem i grzybami
ryba smażona (najczęściej karp) z kartoflami i surówką, najczęściej z kiszonej kapusty
kompot z suszu
strucla z makiem, piernik, keks - czasem w towarzystwie kawy.
Jak dobrze policzyć, dań było ze 12. :)
Pisząc o karpiu.
Karpie kupowało się żywe około 20 grudnia i trzymało do Wigilii w domowej wannie. Zdrowy i silny karp miał szansę przeżyć, bywało, że padały, i trzeba było je przerabiać wcześniej. Jako dziecko przyjaźniłam się z tymi karpiami i spędzałam godziny w łazience, gapiąc się na zwierzątka w wannie. A ponieważ nie było ani dziwne, ani szokujące zabijanie kurczaków, nierogacizny czy cielaka na mięso, przerabianie karpia z wanny na porcje ryby smażonej też mnie nigdy nie szokowało jakoś. A naoczne sprawdzanie, co ryba (albo kurczak) ma w środku, było fascynujące. :)
Teraz wolę kupować filety rybne. :P
O innych potrawach wigilijnych.
Z raz czy dwa mieliśmy kluski z makiem, ale były tak słodkie, że nikt im nie dał rady, więc daliśmy spokój. Też chyba raz do kompotu z suszonych owoców była ugotowana na sypko fasola Jaś, ale to też nikomu nie smakowało. Zresztą z kompotu z suszu też powoli rezygnujemy, odkąd umarła ostatnia ciotka, która go lubiła. :P
Kiedy żyła babcia, smażyła świetne racuchy. Teraz babci nie ma, biesiadnikom postarzały się wątroby, więc motywacja do smażenia racuchów spadła.
Nigdy nie robiliśmy kutii, była znana ze słyszenia - tak samo jak łamańce z makiem.
Babcia wspominała ukraińskie czernobrywce czy czarnobrywce?, ale nie robiła ich za mojej pamięci - wydaje mi się, że to wigilijne drożdżowe placuszki z makiem, zapiekane z olejem. Nie doszperałam się przepisu, a mama nie pamięta.
Generalnie jedzenie wigilijne to ryby, grzyby, kapusta, mak i bakalie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz