kolędnicy

Zwyczaj chodzenia z kolędą jest starszy niż chrześcijaństwo, nawet jeśli początkowo zapewne kolędą się nie nazywał. Ale od bardzo, bardzo dawna grupy przebierańców chodziły od domu do domu, czasem z gwiazdą na kiju, czasem z turoniem, z bocianem, z niedźwiedziem. Śpiewali piosenki, straszyli dziewczyny, odgrywali scenki różnego typu - i dostawali w zamian coś do jedzenia. Po nadejściu chrześcijaństwa w okresie Bożego Narodzenia zaczęli tak od domu do domu chodzić kolędnicy przebrani w stroje rodem z jasełek.
Czasem odgrywali jakąś mini scenkę jasełkową, czasem (częściej) po prostu śpiewali kolędy. A jeśli w skład grupy wchodzili jasełkowy diabeł i śmierć, to ganiali dzieciaki i zaczepiali dziewczęta jak za dawnych, pogańskich lat.
Chodzenie z turoniem i innymi, niechrześcijańskimi maszkarami :) w wielu regionach przesunęło się na zapusty, czyli trochę późniejszy termin.
Jeszcze moja mama pamięta z dzieciństwa grupy kolędników-przebierańców. Opowiada też, że przez szanujących się obywateli łażenie z kolędnikami było uważane za niegodne :P i rodzice nie pozwalali dzieciom dziadować po obcych domach. Dzieciaki potrafiły wymykać się po kryjomu, przebierać i potem obrywać manto od rodziców, żeby chociaż trochę się zabawić - o zebrane dary już mniejsza.
I może z powodu takich rodzicielskich zakazów kolędowanie przebierańców za moich czasów zanikło zupełnie.

Pamiętam natomiast kolędowanie z szopką.
Polegało to na tym, że dwoje-troje dzieci brało małą szopkę i pukało do drzwi, śpiewając kolędy. Nie zbierali już jedzenia, a prosili o drobne datki pieniężne. I dopóki szopki miały pewne walory artystyczne, a kolędnicy prezentowali pewien poziom śpiewu (i inteligencji), zwyczaj był dość miły. Ale. Szopki z czasem przybrały kształt pudełka po butach z naklejonym obrazkiem świętej Rodziny, a kolędnicy umieli jedną jedyną linijkę kolędy, pod każdymi drzwiami drąc się na przykład, że "przybieżeli do Betlejem pasterze", po czym milkli i albo inkasowali datek, albo przechodzili pod następne drzwi, powtarzając tę samą linijkę o pasterzach. I tak w przeciętnym bloku mieszkalnym biedni pasterze przybywali do Betlejem jakieś trzydzieści razy, ale nikt nie wiedział, co było potem. :P
I może dlatego, że ludzie nie bardzo już chcieli dać się nabrać na pudełko po butach i na pasterzy, ta forma kolędowania też umarła śmiercią naturalną.

Pojawili się natomiast kolędnicy misyjni.
U nas kolędnicy misyjni są od kilku lat. Są to grupy dzieci, poprzebierane za postacie jasełkowe, pod wodzą księdza, siostry zakonnej albo katechety, odwiedzające określony rejon miasta w terminie często zapowiedzianym w parafialnym kościele, odśpiewujące wyuczoną porządnie kolędę lub przedstawiające krótki program artystyczny, i zbierające pieniądze na cele misyjne, zwykle przeznaczone dla dzieci potrzebujących pomocy. Każdego roku kolędnicy misyjni z całej Polski mają jeden konkretny cel, na który przeznaczają wszystkie zebrane fundusze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz