lampion

Lampion adwentowy to mała latarenka, którą zabiera się na Mszę św. roratnią. Kiedyś było to zwykłe źródło światła, taka latarka do oświetlania drogi. W środku był kawałek płonącej świecy, a szybki osłaniały płomień przed wiatrem i jednocześnie chroniły przed przypadkowym podpaleniem czegoś. Pamiętam jeszcze taką lampkę w domu dziadka, służyła do oświetlania sobie drogi na ciemnym podwórku, zabierano ją, kiedy trzeba było po ciemku coś zrobić albo sprawdzić w szopie czy oborze.

Msze roratnie tradycyjnie odprawiane są o 6.00 rano, czyli dojść do kościoła trzeba było po ciemku, a i powrót - po 7.00 rano - często jeszcze wypadał przed świtem. Jeśli trzeba było iść piechotą, nieraz kilka kilometrów, lampka mogła się przydać. Dlatego na roraty przychodzono z lampionami.

Teraz to już tylko klimatyczna tradycja. Można sobie przejść przez miasto z zapalonym lampionem - o ile nie zgasi go wiatr. Wchodzi się z zapalonym lampionem do ciemnego kościoła (światła zapalają na "chwała na wysokości"). Potem można lampion zgasić. Zwykle zapala się go przed wyjściem z kościoła, a dość powszechna konkurencja polegająca na doniesieniu płonącego lampionu do domu :) wcale do łatwych nie należy.

Lampiony można kupić gotowe (supermarkety, kwiaciarnie, sklepy gospodarstwa domowego, sklepy z ozdobami domu) lub zrobić samemu. Często dzieci same robią swoje lampiony - no, z pomocą rodziców. Lampiony mogą nawiązywać do Bożego Narodzenia lub być zupełnie neutralnie ozdobione.

Kiedy chodziłam do podstawówki, obowiązującą formą lampionu była długa, cienka świeca z zatkniętą na końcu kolorową osłonką.
Osłonkę robiło się z kombinacji plastikowych butelek lub pudełek i bibuły. Zwykle pojawiał się motyw krzyża, czasem jakiś bożonarodzeniowy obrazek. Całość, jak łatwo się domyślić, była łatwopalna, i często roraty były uatrakcyjniane przez spektakularną akcję gaśniczą. :) Dlatego rodzice preferowali bardziej zaawansowane technologicznie rozwiązania na żaróweczkę zasilaną z płaskiej bateryjki. Na kawałku kija osadzało się żaróweczkę, od niej po kijku szły dwa kabelki, z których jeden na stałe przymocowywano do styku baterii, a drugi trzeba było zaczepić, jeśli żaróweczka miała świecić. Żaróweczkę osłaniało się jakimś bibułowo-plastikowym tulipanem. W porównaniu z lampionem na świecę, świeciło toto niemrawo i mdło, bateria wyczerpywała się momentalnie i generalnie to lampion elektryczny nie miał szans na wygranie w konkursie na najładniejszy lampion.

Potem pojawily się tealighty. I to zrewolucjonizowało świat lampionów.
Powrócono do wzornictwa opartego na dawnych lampkach na świece i lampiony zaczęły przypominać prostopadłościenne kolumny. Duża, długa świeca za bardzo rozgrzewałaby małą latarenkę, a tealight pali się malutkim płomieniem, który łatwiej opanować. Otwierana ścianka pozwala zapalać i gasić tealighta, i wymieniać go, gdy się wypali. Większość lampionów tego typu zrobiona jest z metalu i szkła, więc są absolutnie niepalne, choć mogą pękać. Bywają wykonane ze szkła w drewnianych ramkach. Oczywiście, istnieją przeróżne wersje ozdobne oparte na zwykłym, prostopadłościennym wzorze. Są lampiony-walce, są lampiony w choinki, w święte Mikołaje, w renifery, bardziej religijne w anioły, gwiazdy, w stylizowane scenki z Bożego Narodzenia. Są też lampiony z szybkami witrażowymi.

Lampiony prostopadłościenne bywają robione przez dzieci z papieru i tektury, i wtedy już użycie świecy, nawet tealighta, może być ryzykowne. Dzieci sklejają cacuszka z gotowych, nadrukowanych wzorów
albo wykonują własnoręcznie pudełka z tektury, wycinają okienka w kształcie krzyżyka, gwiazdki, ramy okiennej, czegokolwiek, zaklejają od środka wycięte ścianki cienką bibułką - no i po zapaleniu w środku światła mamy na przykład tak:
Aby uniknąć akcji gaśniczych podczas mszy, rodzice często wybierają do lampionów oświetlenie elektryczne. I tu kolejna lampionowa rewolucja: diody LED. Komplet 20diodowy można zasilać jedną baterią, a światło będzie dużo intensywniejsze niż jednej gierkowskiej żaróweczki.

I tak diody dokonały kolejnej lampionowej rewolucji.
Niestety, oprócz całkiem zgrabnych pomysłów na zamknięcie tych kilkunastu punktów świetlnych np. w półprzezroczystym koszyczku oplecionym szydełkową serwetką
 albo w drewnianym domku z półprzezroczystymi szybkami

pojawiły się masowo, z uporem przynoszone do kościołów przez starsze panie, plastikowe koszmarki LED migająco-zmieniające kolor z jaskrawej czerwieni na jaskrawą zieleń, często w kształcie choinki, reniferka :) lub santaclausa - serioserio, sama widziałam. Ale nawet zwykłe, białe i niemigające lampki LED w kształcie zbliżonym do tradycyjnych lampionów najczęściej mają światło za zimne i za ostre, trudne do zniesienia dla oczu w ciemnym kościele.

Lampiony adwentowe generalnie używane są tylko na roratach. Czasem stoją w oknie lub na balkonie jako sezonowy element dekoracyjny, ale rzadko się je tam zapala.

2 komentarze:

  1. Ja nie pamiętam lampionów z plastikowych butelek. Robiło się lampion ze słoika, w którym stała świeca, a na słoik nakładało się koronę z kartonu i bibuły lub krepiny. Ale może to zależało od regionu...

    OdpowiedzUsuń
  2. widzisz, a u nas nie było lampionów ze słoików. Nie wiem, od czego to zależało, może rzeczywiście od regionu, chyba od pokolenia nie? Pokolenie moich rodziców nie chodziło na roraty :P, a dziadkowie chodzili z latarenkami - jeśli z czymś.

    OdpowiedzUsuń