Oktawa Bożego Ciała dziś.
Właśnie pojawiły się poziomki.
Kiedyś jedliśmy je tak:
To jest dzwonek brzoskwiniolistny, może być biały albo błękitny. Te dzwonki dość pospolicie rosły w tych samych lasach, w których rosły poziomki.
Zrywało się taki kwiatek, paznokciem usuwało się słupki i pręciki, a w środek nakładało się poziomki.
To były nasze lody - w świecie, w którym lodziarnia była kilkanaście kilometrów stąd. Takiego poziomkowo-dzwonkowego loda zjadało się z dzwonkowym wafelkiem, odgryzając i wyrzucając samo tylko dno kwiatu, zielone i twarde.
Nie zdarzyło się, żeby ktoś po takim posiłku umarł czy nawet zachorował. W epoce mody na jadalne kwiaty może wróci moda na dzowonkowe lody z poziomkami?
W tym roku próbowałam poklasyfikować widziane dziś palmy.
Najwięcej u nas zawsze było (i jest) palm typu wileńskiego, z farbowanych na kolorowo traw, kłosków, nieśmiertelników i innych suszków.
W tym roku nie widziałam w kościele ani jednej palmy robionej na zająca z uszami na górze ani tym podobnych dziwadeł - może były na mszach dla dzieci. A może wychodzą z mody.
Szaruga jesienna jest bodaj najmniej przyjemną u nas porą roku. Dni są krótkie i ciemne, a do tego zimne i mokre. Pod nogami mielą się gnijące opadłe liście wdeptane w błoto i czasem w mokry śnieg. Wielu ludzi choruje na przeróżne infekcje. Do tego z każdym dniem jest coraz zimniej i ciemniej - i tak aż do końca grudnia.
Szaruga kończy się zasadniczo z nadejściem zimy, czyli dłuższego okresu z mrozem i czasem nawet ze śniegiem. Bywa, że zima nie bardzo chce nadejść i coś, co przypomina szarugę jesienną przechodzi niemal bezpośrednio w przedwiośnie...wyrastające podczas pierwszych przymrozkach, to gąski i boczniaki.
Boczniaki znamy ze sklepów - jako jaśniutkie boczniaki ostrygowate sprzedawane na wagę lub w pudełeczkach jak pieczarki. Jedni je lubią, inni nie, ale nie wszyscy wiedzą, że boczniaki rosną u nas dziko. Wyrastają gromadnie lub piętrowo na martwym drewnie. Szczególnie lubią stare, na wpół obumarłe orzechy włoskie lub nawet obcięte tuż przy ziemi orzechowe pnie.Dzikie boczniaki można bez większych obaw zbierać i przygotowywać do zjedzenia, jeśli ktoś je lubi. Są na ogół ciemniejsze niż te ze sklepu, czasem brunatne, czasem ciemnoszare. Na spodzie mają charakterystyczne szerokie blaszki. Pojawiają się zawsze tylko późną jesienią, co znacznie zwęża możliwość pomylenia ich z czymkolwiek. Jeśli rosną na pniu ściętym tuż przy ziemi, mogą wyglądać tak:Dziś mamy kilkanaście gatunków dyń nadających się na zupę, frytki, konfitury, pure i na co nie jeszcze. Dynia robi za dekorację październikową, a w wersji z powycinanymi oczami i zębami za atrybut Halloween - święta, które niektórych przyprawia o dreszcze, innych o niestrawność, a większość ludzi i tak je ignoruje.
Kiedyś dynie uprawiano głównie na pestki i były to albo wielkie, zielone dynie, albo trochę mniejsze pomarańczowe (ale z hokkaido nie miały nic wspólnego).
Dynie rosły w ogrodzie, czasem na ogrodowym kompoście, aż do jesiennych mrozów. Potem lądowały w stodole na klepisku, a w czasie zimowej nudy jakiś rodzinny siłacz szedł do stodoły z siekierą, dynię ćwiartował, pestki wypruwał i zabierał do domu. Tam suszono je rozłożone na gazecie i przegryzano w zimowe wieczory. Pozostałą skorupkę dyni najczęściej zjadały gospodarskie zwierzęta. Czasem kawałek takiej dyni starty na tarce lądował jako uzupełnienie mlecznej zupy z kluskami, czasem inny kawałek pomarańczowej dyni po przerobieniu na pure lądował w pieczonym właśnie cieście, żeby było bardziej żółte. O konfiturach z dyni słyszeliśmy, ale u nas nikt nigdy ich nie robił.